Szukaj na tym blogu

sobota, 29 czerwca 2013

Relaks

                                                                           Relaks

Nareszcie mam troszkę czasu dla siebie. Mam nadzieję nadrobić zaległości w czytaniu książek.  W kolejce do przeczytania na weekend czekają na mnie;

 1. " Rodzina na pokaz " Kevin Wilson
 2. " Magnetyzm serca " Ruediger Schasche

 Jedna i druga to niewątpliwie bestseller, ale różnorodność tematu. Pierwsza to "pełna ciętego humoru powieść o ludziach rozdartych między miłością do rodziny i sztuki " a druga daje możliwość poznania klucza do własnego szczęścia.


                                                                         
                                                             ........ to  lecę ;-)    ........czytać

czwartek, 27 czerwca 2013

                                                                      Czas na coś słodkiego.


 Ciasto na biszkopt;

6 jajek
18 dkg cukru
15 dkg mąki tortowej
1 budyń czekoladowy/ bez cukru
 szczypta soli

Masa:
200 ml śmietanki kremowej 30%
10 dkg cukru pudru        
można dodać 1 łyżeczkę żelatyny roztopionej w ok.100 ml gorącej wody -  po ostudzeniu. 
3 galaretki truskawkowe

1 tabliczka czekolady, 1 łyżka masła, płatki migdałowe -   do garnka połamać czekoladę na kawałki, dodać łyżkę masła - wstawić do drugiego z gorącą wodą i w tej gorącej kąpieli roztopić,

 Żółtka  oddzielić od białek i utrzeć z cukrem na pulchna masę, białka ubić na sztywna pianę dodając  szczyptę soli. Do żółtek dodawać na przemian przesiana mąkę z  budyniem czekoladowym i ubitą pianą. Lekko wymieszać i wyłożyć do formy - ja piekłam w okrągłej. Nagrzany piekarnik ok. 160 stopni po 10 minutach zwiększyłam na 180 stopni.  Piekłam ok.25 minut. Po wyłączeniu piekarnika nie wyjmuję od razu ciasta, żeby nie opadło, wiec odczekałam jakieś 10 - 15 minut.  Ostudziłam,  przekroiłam na pół.
 Śmietankę kremową ubiłam z cukrem na sztywna pianę. Masą posmarowałam biszkopt. Drobno pokroiłam na to truskawki i przykryłam druga połówką biszkoptu. Na wierzch truskawki a boki biszkoptu wyłożyłam brzoskwiniami ( niestety z puszki).  Galaretkę rozpuściłam w wodzie wg przepisu na opakowaniu tylko zmieniłam proporcje wody - dając 1,5 szklanki gorącej wody na 1 galaretkę.
Boki ciasta oblałam roztopioną czekoladą i posypałam płatkami migdałowymi.
Po zastygnięciu nie długo postoi w lodówce, gdyż wszyscy w oczekiwaniu na ciacho dostają ślinotoku ;- )
                                                                   Smacznego!!!
                            

                            


a z okazji rodzinnej imprezy do ciasta dodałam sympatycznego gościa z innej galaktyki... 


                                                                  W A K A C J  E       


     Życzę wszystkiego najlepszego, słonecznych, cudownych i pełnych wyśmienitych wrażeń wakacji   

dla Małych i Dużych  Dzieci.

                                                                      

wtorek, 25 czerwca 2013

                                                                       coś śmiesznego


                                                               
               jak nie ma z czego, to i z kija można zrobić kiełbasę....biorąc pod uwagę rożne afery mięsne - ta kiełbasa chyba byłaby najlepsza

                                                                 papryka w duecie


                                                             ...mnie też chce się pić..........
                                                                      Kwiaty

          Znowu pogoda dopisała...wolnego czasu ;-) , więc korzystam z tego i robię moje albumy.



                                                                          





poniedziałek, 24 czerwca 2013

     MARZYCIELE
Siedzi bezrobotny w domu
już nie wadzi on nikomu.
W PUP-ie zarejestrowany
i na siebie tylko zdany.
Nim z roboty wróci stara
Zje parówkę lub suchara.
Ona jeszcze pracę ma
do budżetu grosik da.
Nie chce darmozjadem być.
Więc za tysiąc musi żyć.
Pięćset pójdzie na opłaty
ze dwie setki kredyt-raty.
Trzysta złotych więc zostaje
poszaleją więc hultaje!
Kupią chleb,troszeczkę serka
dzieciom kupią też cukierka..
Potem legną na kanapie
i trzymając pilot w łapie
będą sobie słodko marzyć
co im może się przydarzyć.
Że gdy w lotka trafią szóstkę
zlikwidują życia pustkę.
Będzie luksusowa chata
zwiedzą najmniej tak pół świata..
Póki co,muszą niezmiennie
biedę klepać swą codziennie.
Tu wam powiem moi mili
żebyście się nie męczyli.
Obraz mój nie wymyślony.
Dziś tak żyją wręcz miliony!
Jedno tylko się nie zmienia.
Wiecie co? To ich marzenia!

                                    
   Upał nam odpuścił, więc i wena zapukała do drzwi. Ten wiersz napisałam dzisiaj  przy współpracy brata Rysia. Dzięki braciszku.  ;-)            
                                                                                  

                

niedziela, 23 czerwca 2013

                                                                           M I G R E N A

Migrena -  nieproszony gość.
Wpada do mnie jak na złość.
Psuje noce, psuje dni
przez nią nawet humor zły.
Nic mi robić nie pozwala,
bólem  - głowę chce rozwalać!
A tam  na mnie czeka las.
Nogi biorę, wiec za pas..
Wezmę kijki , psa na smyczy,
niech migrena w domu kwiczy.
Niech się sama zmaga z bólem.
Już nie czuje jej w ogóle.
 ;-))) 







piątek, 21 czerwca 2013

                                                                                    UPAŁ

                 " Buch - jak gorąco!
                 
   Uch - jak gorąco!            
               
      Puff - jak gorąco!
                 
     Uff - jak gorąco!             
                   
  Już ledwo sapie, już ledwo zipie (...) " 
                     
 Czytałam dzisiaj wnuczce wiersz Juliana Tuwima " Lokomotywa "  a ona na to; - babciu, ta lotomotywa tez ma goląco jak my !

                                                     
...takim to dobrze ;-))) 


 
                                            

czwartek, 20 czerwca 2013

                                                      
                                                             Miłość 
                        
                                     

                                                                                                                        Praca

                                       
                                                    
                                                  
                                            

          Lody waniliowe





                    
                                                       Lato, lato, lato czeka............



                         


środa, 19 czerwca 2013

              Bóg stworzył osła i rzekł do niego:
- Ty będziesz osłem.Będziesz od rana do wieczora pracował i ciężkie rzeczy na swoich plecach nosił.Będziesz jadł trawę i będziesz mało inteligenty.Będziesz żył 50 lat.
Na to osioł odparł:
- 50 lat tak żyć to dużo za dużo.Daj mi proszę, nie więcej niż 30 lat.
I tak było.
Następnie Bóg stworzył psa i powiedział do niego:
- Ty będziesz psem.Będziesz pilnował dobytku ludzi,których będziesz oddanym przyjacielem.Będziesz jadł to, co człowiekowi z jedzenia zostanie, żył będziesz 25 lat.
Pies odpowiedział:
- Boże, 25 lat takiego życia to za dużo.Daj mi nie więcej niż 10 lat życia.
I tak było.
Bóg stworzył małpę i rzekł do niej:
- Będziesz małpą. Masz skakać z drzewa na drzewo i zachowywać się jak idiota.Masz być wesoła i żyć będziesz 20 lat.
Małpa rzekła:
- Boże, 20 lat żyć jako klaun świata, to za dużo!Proszę daj mi nie więcej niż 10 lat.
I tak było.
W końcu Bóg stworzył człowieka i powiedział do niego:
- Ty będziesz człowiekiem, jedyną racjonalnie myślącą istotą,która będzie zamieszkiwać ziemię.Będziesz używał swojej inteligencji,ażeby podporządkować sobie inne stworzenia.Będziesz panował na ziemi i żył 20 lat.
Na to człowiek:
- Boże bycie człowiekiem tylko 20 lat to jest mało! Proszę daj mi te 20 lat, które osioł odrzucił,15 lat psa i 10 lat małpy.
I tak się Bóg postarał,ze człowiek 20 lat żyje jak człowiek,później 20 lat jak osioł, bo od rana do  wieczora haruje i ciężkie rzeczy nosi.Potem ma dzieci i żyje 15 lat jak pies..Opiekuje się domem i je to, co mu rodzina zostawi.Później na starość żyje 10 lat jak małpa.Zachowuje się jak idiota i zabawia swoje wnuki.
I tak jest..... ;-)))))))))))))))))))))

 Czekaliśmy na ciepło, gdy lało od miesiąca. Od dwóch dni upał a ludzie narzekają, Cytując Pana  prezentera pogody - " nie ma złej pogody, tylko ubiór nieodpowiedni", więc dzisiaj raczej rozebrani niż ubrani zaśmiewaliśmy się z humorów opowiadanych przez przyjaciół. Ponieważ jedna minuta śmiechu znaczy tyle dla organizmu co 45 minut ćwiczeń fizycznych, to kto by w ten upał ćwiczył? Wybraliśmy śmiech. Śmiech powoduje, że we krwi spada poziom hormonu stresu - adrenaliny. Śmiech wspomaga leczenie takich dolegliwości jak: astma, skurcze żołądka, migrenę. Usuwa zmęczenie, bóle, wspomaga potencję, poprawia trawienie i relaksuje mięśnie, no i przede wszystkim poprawia nastrój. 


                                                                  

Kiedy ktoś się spyta jak ja się dziś czuję,
grzecznie mu odpowiem,że "dobrze dziękuję"
To,że mam artretyzm,to jeszcze nie wszystko,
astma ,serce mi dokucza i mówię z zadyszką,
puls słaby,krew moja w cholesterol bogata...
lecz dobrze sie czuje jak na moje lata.

Bez laseczki teraz chodzić już nie mogę,
choć zawsze wybieram najłatwiejszą drogę.
W nocy przez bezsenność bardzo sie morduję
ale przyjdzie ranek...znowu dobrze sie czuję.
Mam zawroty głowy,pamięć "figle" płata,
lecz dobrze się czuje jak na swoje lata.

Z wierszyka mojego ten sens sie wywodzi,
że kiedy starość i niemoc przychodzi,
to lepiej zgodzić się ze strzykaniem kości
i nie opowiadać o swej starości.
Zaciskając zęby z tym losem sie pogódź
i wszystkich w koło chorobami nie nudź.

Powiadają starość okresem jest złotym
kiedy spać się kładę,zawsze myślę o tym..
"uszy" mam w pudełku,zęby w wodzie studzę
"oczy" na stoliku,zanim się obudzę..
Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje:
"Czy to wszystkie części,które się wyjmuje?"

Za czasów młodości (mówię bez przesady)
Łatwe były biegi,skłony i przysiady.
W średnim wieku jeszcze tyle sił zostało,
żeby bez zmęczenia przetańczyć noc całą...
A teraz na starość czasy się zmieniły,
spacerkiem do sklepu,z powrotem bez siły.

Dobra rada dla tych którzy się starzeją:
Niech zacisną zęby i z życia się śmieją.
Kiedy wstaną rano,"części" pozbierają,
Niech rubrykę zgonów w prasie przeczytają,
Jeśli ich nazwiska tam nie figurują,
to znaczy,że ZDROWI i DOBRZE SIĘ CZUJĄ.


Wisława Szymborska - " Jak ja się czuję "

wtorek, 18 czerwca 2013

                                                                            Festiwal,festiwal i po............


Pierwszym Ambasadorem Stolicy Polskiej Piosenki została Kayah,  jako drugi otrzymał ten zaszczytny tytuł Michał Bajor. Podczas Jubileuszowego Festiwalu oboje zaszczycili nas genialnymi występami.W 2009 r. tytuł honorowego Ambasadora otrzymała Edyta Górniak. Niestety zapomniała,że ten tytuł to nie tylko splendor, ale też i obowiązek.Przykro i szkoda, bo my czekaliśmy na ten występ. " Ale to już było i nie wróci więcej  "(...) 

                               

                                                
      
                  
                                               na to wszystko nawet chmura zadarła nosa ;-)                      
 

                       
                                                                                             
           

poniedziałek, 17 czerwca 2013

                                                                     Ja tam byłam!!!
     
I ja tam byłam....miodu i wina nie piłam, ale się wzruszyłam. Gdy Halina Frąckowiak zaśpiewała " Serca gwiazd " wróciły moje wspomnienia z przed lat, kiedy to układałam choreografię do tego utworu dla mojego zespołu tanecznego.Kolejne łezki zakręciły się  podczas fenomenalnego wykonania  piosenki " Dziwny jest ten świat " przez córkę Czesława Niemena - Natalię Niemen. Właściwie powinnam wymienić każdego Wykonawcę, bo  podczas 50 . Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki podarowali nam prawdziwa ucztę dobrych emocji.W takiej sytuacji dziękuje Bogu za piękne chwile w moim życiu, no i mojej kochanej córci, bo mnie tam zaprosiła.





                                         
                                                             fragment z próby

W czasie koncertu Natalia Niemen wykonując utwór dodała : "Nadszedł już czas, najwyższy czas, ażeby co? Ażeby ci którzy złorzeczą, ażeby ci którzy plują jadem, ażeby ci którzy bezprawnie pysznią się prawością, może by tak spróbowali stać się ludźmi dobrej woli? Bo ludzi dobrej woli jest więcej! Bo miłość jest silniejsza niż nienawiść!! Bo życie jest mocniejsze niż śmierć! Oto czas, najwyższy czas by nienawiść zniszczyć w sobie."
                            



  c.d.nastąpi ...  ;-)                                    

niedziela, 16 czerwca 2013

Zapach pieczonego w domu chleba chyba każdego wprowadza w pogodny nastrój. Ponieważ dobrego nastroju  u nas ostatnio wyraźne braki - postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce ;-) Przypomniałam sobie przepis na chleb od mojej mamy i do dzieła!

Do miski wsypać:
1 kg mąki pszennej,
1 szklankę otręby pszenne lub żytnie,
3 łyżeczki soli
po 1 garstce pestek dyni+ słonecznika +siemię lniane +kminek.
Pomieszać wszystkie składniki.
Dodać:
5 dkg drożdży roztarte z 5 łyżeczkami cukru (płaskie )
1 litr ciepłej wody.
 Wymieszać z mąką.
Ciasto przykryć ściereczką i odstawić w ciepłym miejscu na 1/2 godziny do wyrośnięcia.
Po tym czasie ciasto wyrośnięte  przełożyć do długiej foremki wysmarowanej tłuszczem. Wstawić do wygrzanego piekarnika  na 200 , piec  pół godziny i zmniejszyć temp.na 180 stopni i jeszcze piec pół godziny. Po upieczeniu wyjąć z foremki. Ostudzony kroić.

                                                       Pychotka - Smacznego!

                                                               
Zrobiłam zdjęcie po upieczeniu chleba  i  miałam plan- kliknąć kilka zdjęć później, gdy ostygnie,np.z masłem i ogórkiem małosolnym.Ech, domownicy zaopiekowali się pysznym chlebem szybciej niż zdążyłam z aparatem. Tym razem upiekłam połowę porcji...zdecydowanie za mało ; - )))
Dziękuję Mamuniu za przepis na dobry nastrój. To działa!

piątek, 14 czerwca 2013

                                                                           Nieznajomi.......


Od tygodnia opowiadam mojej 4,5 letniej wnuczce  Olivii o festiwalu. Pokazywałam archiwalne nagrania piosenek, uczyłam nazwisk wykonawców i obiecałam, że pójdziemy razem na próby podczas tego festiwalu. -Siupel !!!- wykrzyknęła z radością. Ja też się ucieszyłam,że dzisiaj nie pada i uda się nam wyprawa. Gdy podeszłyśmy w okolice amfiteatru, wnuczka zmartwiła się,że taki wysoki płot wokoło, to nie da się przejść.Miała rację! Nawet zauważyła,że nigdzie nie ma dziury przez którą mogłybyśmy się przecisnąć.Ups, babcia dla szczęścia wnusi da rade i zrobi wszystko,no prawie wszystko ;-)  Pokonałyśmy dzisiątki  schodów i dotarłyśmy na samą górę. Niestety nagrody za wspinaczkę tam nie było ;-(  przeciskający się przy siatce tłum ciekawskich - jak my obiemimo szczerej wymiany grzecznościowych gestów- o tu trochę widać, proszę może pani podejdzie z tej strony- sceny nie było widać, a tym bardziej wykonawców.  Z bardzo zawiedzioną miną patrzyłam na wnusię, a ona na to - nie maltw się babcia,mozie jak będę tlochę dolosła to będe tam spiewać i juz nie będziemy musieli stać pod siatką!  Kilka osób uśmiechnęło się słysząc optymizm wnuczki. Myślę sobie- nie poddam się! Idziemy do ważnego pana ubranego w czarny uniform,może da babci szansę na spełnienie marzenia. Ależ gdzie tam, ależ co tam, nie było mowy o wpuszczeniu nas na próby. Podczas moich negocjacji pan ważny wpuszczał wchodzące osoby z plakietkami. Wracałyśmy ze smutnymi minami a wnuczka dodała swój komentarz - babciu, ten pan wpuszczał tam tylko znajomych a my jesteśmy nieznajomi, to nas nie wpuścił,więc myślę jak będziemy tutaj przychodzić codziennie, to on nas pozna i wtedy puści.... Dobrze,że chociaż nie padało :-)))
                                                                  



                                                           
 
 
                                                 .........Ja tu jeszcze wrócę................a póki co....





                                               

                                          


                                             

środa, 12 czerwca 2013

       Wielkimi krokami nadchodzi jubileuszowy
 50 Festiwal                         Polskiej                         Piosenki




łezka się w oku kręci... jak szybko minęło 50 lat,ech




Opole wypiękniało od tego czasu, ale brakuje wykonawców śpiewających tak pięknie...




wtorek, 11 czerwca 2013

                                                      KOŃ -  KŁANIAM SIĘ WAM !
                                

                                                                
ten konik ma się całkiem dobrze i mieszka w fajnym gospodarstwie mojej cioci,ale są konie potrzebujące naszego wsparcia w Schronisku dla Koni Fundacja Tara. Więcej informacji na stronie;

http://www.fundacjatara.info/sub,pl,mozesz-pomoc-inaczej.html

 Razem możemy więcej!!!
 Dziękuję i  serdecznie pozdrawiam.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

moja książka



 Napisałam książkę - może ktoś mi podpowie, do których drzwi pukać, aby ją wydać, będę bardzo wdzięczna :-)))))))
 ( poniżej urywek )



„Teraz jednak pozostaje wiara, nadzieja, miłość -  te trzy;  
lecz z nich największa  jest miłość.”

                                                                        <1 List do Koryntian 13:13>









ROZDZIAŁ PIERWSZY


WIARA




- Kochana pani Ewuniu, uszyje pani mi sukienkę? - Maria mówiła szybko, jakby bała się, że to sen i zaraz się obudzi.
Pani Ewa, właścicielka salonu sukien ślubnych i dużych uśmiechniętych oczu, zatrzymała się na chwilkę w drzwiach pracowni.
- Proszę bardzo. A jaka ma być?
- Wiem, że ma być cudna i tylko pani może ją dla mnie wyczarować - Maria zawiesiła głos, czuła się zażenowania.  To ma być sukienka do mojego ślubu – wydusiła z siebie niepewnie.
Usiadły obie w salonie pani Ewy i zaczęły przeglądać katalogi sukien ślubnych. Za oknem wiatr szarpał przechodniami. A tutaj było ślicznie i tak przytulnie, jakby się zatrzymał czas.  Ciepły głos pani Ewuni przerwał myślowe rozważania Marii, czy w jej wieku kobiety wychodzą za mąż, czy może już nie wypada? Przecież kobiety w jej wieku nie wychodzą za mąż. One już albo mają mężów, albo ich nie mają!
 - Powinna pani się cieszyć, w krótce będzie pani ślub  a tu widzę jakieś smuteczki!- mówiła Ewa idąc do pracowni po próbki materiałów.
Maria wtuliła się w wygodny, stylowy fotel. Obity zielonym miękkim materiałem świetnie pasował do wystroju salonu. Czekając na powrót pani Ewy, Maria wskoczyła do pociągu wspomnień.
*****

- Marysiu, jutro w tej nowej restauracji na mieście, będzie wieczorek taneczny, może pójdziemy razem? – brat Marii - Wojtek wcisnął głowę przez lekko uchylone drzwi.
Maria była najmłodsza z trojga rodzeństwa. Wojtek starszy był od niej o pięć lat a siostra Marta osiem. Maria mieszkała z rodzicami i bratem  w ładnym, czteropokojowym mieszkaniu w bloku na przedmieściu małego miasteczka. Jej siostra Marta od trzech lat była mężatką. Razem ze swoim mężem Erykiem i ich dwuletnim synkiem Tomusiem mieszkała na sąsiednim osiedlu.
– Chętnie, a mogę wziąć ze sobą koleżankę Zosię, no tę z pracy?
Zosia, zwana była przez bliskich Kuleczką. Chyba ze względu na jej pulchne kształty. Śmiała się z tego określenia. Zosia chyba ze wszystkiego się śmiała – prawdziwa Śmieszka. Maria lubiła ją tak nazywać . Miały wspólną pasję- taniec, więc propozycja Wojtka była dla nich zachwycająca. Poza tym Maria wiedziała, że jej rodzice będą spokojniejsi o nią, gdy pójdzie na tańce w towarzystwie swojego starszego brata. Może wtedy przedłużą jej  godzinę powrotu do domu z dwudziestej pierwszej na dwudziestą trzecią. Jednak co do godziny powrotu negocjacje się nie udały.

W sali restauracyjnej było duszno. Przyciemnione kolorowe światła nadawały romantycznego nastroju. Przy stolikach siedziało już sporo osób oczekujących na rozpoczęcie zabawy. Na podium ulokowało się trzech grajków zespołu. Przystojny perkusista uderzył pierwsze takty. Zespół zagrał „Waterloo” będący na topie utwór ABBY. Dziewczyny przy swoich stolikach jak orkiestra na widok batuty dyrygenta wyprostowały się w oczekiwaniu chłopaków proszących do tańca. Maria zagadana ze Śmieszką, nie zauważyła kiedy szybkim krokiem podszedł do niej wysoki, przystojny blondyn. W niebieskiej koszuli z krawatem i wyprasowanych na kancik czarnych spodniach wyglądał bardzo przystojnie.
- Czy mogę prosić? –zapytał zginając się w pół.
Zaskoczona zaproszeniem przystojniaka czuła jak krew szybciej zaczęła w niej krążyć. Oj, żebym tylko się nie zaczerwieniła” – Maria pomyślała, ale to i tak nic nie dało. Pąsem pokryły się jej policzki,  jak zawsze w takich sytuacjach. Z natury była nieśmiała a to było jej pierwsze wyjście na dużą imprezę. Onieśmielało ją też to, że byli w tym momencie  jedyną parą na parkiecie.
– Mam na imię Zbyszek, a mogę poznać imię czarodziejki?
– Maria - Marysia – dodała po chwili.
- Świetnie tańczysz, Marysiu  uczysz może tańca? – zapytał.
– Zgadłeś, uczę dzieci tańca, jestem instruktorką - odpowiedziała z lekko opuszczoną głową.
- A mogłabyś być moją nauczycielką? – wyprężył się jak żołnierz na apelu.
W tym momencie Marysi jeszcze bardziej zaczerwieniły się policzki,  co trudno było jej ukryć nawet w przygaszonych światłach tanecznej sali. Po kilku wspólnie przetańczonych utworach Zbyszek przysiadł się do ich stolika. Zosia szalała na parkiecie z Wojtkiem a Maria resztę wieczoru przetańczyła ze Zbyszkiem .
– Wyjeżdżam jutro wieczorem do Poznania. Studiuje tam. Jestem na ostatnim roku. Bardzo bym chciał przed wyjazdem zobaczyć się z tobą.  Proszę...
- No, nie wiem, czy ...? – Maria zamyśliła się. Jak miała  mu powiedzieć, że musi najpierw omówić z rodzicami gdzie i z kim idzie? Chociaż była pełnoletnia, spodziewała się ich reakcji raczej na NIE. Po chwili milczenia zgodziła się na spotkanie z nim. Umówili się na dworcu. Ona postara się tam wpaść przed odjazdem  jego pociągu.

Cały następny dzień lało.  Maria otworzyła okno w pokoju. Chciała się upewnić, czy zobaczy  taki samy obraz pogody, jak to co widzi przez szybę okna. Brrr, zimno tak, że psa by nie wygonił na spacer – pomyślała  Maria  zamykając szybko za sobą okno. Zerknęła na zwiniętego w kłębek pod jej fotelem  psa. Leżał tam ze zmrużonymi oczami i chyba śnił o lecie.
Maria wychowywana przez rodziców na grzeczną dziewczynkę czuła, że jeszcze dzisiaj nie może opowiedzieć im o nowej znajomości. Była pewna, że skrytykowaliby jej pomysł spotkania się na dworcu z dopiero co poznanym chłopakiem. W swoich myślach fantazjowała o możliwych słowa rodziców, że  nie wypada dziewczynie biegać na dworzec do nieznanego bądź co bądź chłopaka. Wzięła więc duży parasol i pod pretekstem odwiedzenia swojej siostry poszła na dworzec zobaczyć się ze Zbyszkiem. Było jej przykro, że skłamała, ale nie miała odwagi zapytać o zgodę. Na samą myśl ponownego spotkania kolegi poczuła jak  mocno bije jej serce. Chyba wszystkie dworce wyglądają podobnie. Ten był niebosiężny. Po korytarzach hulał wiatr wciskając przez niedomykające się ciężkie drzwi. W dodatku leżące po katach dworca zapomniane strzępy papierów  sprawiały niemiłe wrażenie, zniechęcając do dłuższego tam przebywania. Podróżni oczekujący na przyjazd pociągu pomimo zimna i deszczu wybrali schronienie pod dachem na peronie, bo ono było lepszym azylem niż brudna  poczekalnia z zapachem przypalonego bigosu.  Z głośników coś zaświszczało -„pocia  z …urt .do ....nania….. na peron pierwszy, proszę odsunąć się o……ru..” W oczekiwaniu na przyjazd pociągu siedział na drewnianej ławce w hallu dworca. Zerwał się z ławki, gdy zauważył podchodzącą w jego kierunku Marię. Zbyszek przytulił Marię tak mocno, że ledwo łapała zimne powietrze, potem pocałował ją w policzek. Była zaskoczona jego śmiałością, ale nie stawiała oporu.
– Dziękuję, że przyszłaś. Będę pisał listy do ciebie, odpowiesz mi? Jak dotrę na miejsce zaraz do ciebie zadzwonię… Wiesz, ja tak nie lubię pożegnań.
- Ja też nie - Maria poczuła jak gorąco pali w oczach. „Nie mogę się teraz rozbeczeć, przecież znam go zaledwie kilka godzin, jeszcze sobie pomyśli, że jakaś beksa jestem, czy co?” –myślała.
- Ach, ktoś opowiedział mi niedawno taki żart- próbowała dać upust emocjom. W pociągu siedzi dwóch mężczyzn, jeden chce zamknąć okno, a drugi otworzyć, już prawie się biją, na to wchodzi konduktor. - O co chodzi panowie?- pyta. - Mnie jest duszno i chcę otworzyć okno - mówi jeden. - A mnie jest zimno i chcę je zamknąć - mówi drugi pasażer. - Ależ panowie, przecież w tym oknie nie ma szyby!
Zaśmiali się tak głośno, aż wsiadający do pociągu pasażerowie oglądali się za  nimi. Zbyszek trzymał mocno jej obie ręce.
- Puść, bo wsiądę  z Tobą…
- Świetnie by było – odparł.  
Stali jeszcze przez chwilę wpatrzeni w siebie. Zawiadowca stacji dał sygnał do odjazdu pociągu.

                                          *****